piątek, 4 stycznia 2013

Rekapitulacja roku 2012 - rap z USA




Pamiętacie jak pisałem, że będę starał się wrzucać coś nowego maksymalnie raz w tygodniu? Skłamałem. Było wiele niezależnych ode mnie czynników, które uniemożliwiały mi robienie tego, a zaniedbanie tych spraw mogło poskutkować przegrywaniem życia. Lecz już jestem. Jako że ten blog jest w 99% o muzyce (a przynajmniej ma być w teorii) to idąc za modą blogerską powinienem zrobić podsumowanie 2012 roku na płaszczyźnie muzycznej. Ale żeby zachować moje hipsterskie naleciałości, to nie nazwę tego podsumowaniem, tylko REKAPITULACJĄ. Brzmi bardziej profesjonalnie chyba. Zacznę może od mojego ulubionego kraju pod względem muzycznym, czyli USA. Dziś będzie rap i TOP 5 płyt (mógłbym wypisać 10, ale po piątym miejscu coraz trudniej mi ustalić kolejność, jednak w jakiś sposób opiszę resztę), oraz krótkie przemyślenia i przewidywania na rok następny. Chyba tyle słowem wstępu. Zapraszam do lektury.

MIEJSCE 5



Machine Gun Kelly - Lace Up

Debiut Kells'a nie był dla mnie szczególnie wyczekiwany. Można powiedzieć, że nie jarałem się nim w ogóle. Nie słuchałem nawet EPki wydanej przed "Lace Up". Oczywiście nie był dla mnie totalnie anonimową postacią, bo singlowe Invincible’ z Ester Dean było słuchane dość często. W dzień premiery, kilku znajomych polecało tę płytę strasznie, więc ukradłem ją i… bardzo miło się zaskoczyłem. MGK zrobił płytę w klimacie takim w jakim jest naprawdę dobry, więc na "Lace Up" znajdziemy bangery i przyspieszenia na syntetycznych bitach. Oczywiście nie mogło zabraknąć też ‘smutniejszych’ kawałków, jak ‘See My Tears’, czy ‘On My Way’. Nie spodziewajmy się jakichś rozkmin na tym albumie, bo miał bujać i swoje zadanie spełnił. Na większości utworów pojawiają się znane twarze jak m.in. Lil’ Jon, Tech N9ne, czy Bun B, czyli spece od rozpierduchy, choć uświadczymy również kobiece wokale na refrenach. Ogólnie rzecz biorąc młodzieniec z Cleveland wkupił się w me łaski i wróżę mu bogatą przyszłość, bo zdecydowanie wygrał ten rok w kategorii ‘luźnego, imprezowego rapu’. Yeah bitch, yeah bitch, call me Steve-O!


MIEJSCE 4



El-P – Cancer For Cure

Producent 2012 roku (i jeden z moich ulubionych) nie mógł zrobić słabej płyty. Nie mógł i nie zrobił. Jeśli wcześniej nie znaliście Jaime’go, to ten album pozwoli wam pokochać jego starsze produkcje, choć różni się w pewien sposób od nich, gdyż mam wrażenie, że jest bardziej stonowany. Na takim "I'll Sleep When You're Your Dead” można słyszeć naprawdę pokręcone dźwięki, które są unikalne dla Producto; "C4C" przynosi pewną odmianę, co w żadnym wypadku nie jest wadą. Nie wiem, czy ktokolwiek potrafi zrobić taki bas i pierdolnięcie jak on. 'Tougher Colder Killer' z Killer Mike’m i Despotem (pierwsze wersy El-P są najlepszymi w tym roku IMO), czy 'Stay Down' poddadzą wszelkim próbom wasz sprzęt grający. Już sam wstęp wrzuca ciary na plery. Rapowo El-Producto spisuje się jak zawsze, czyli miażdży przyśpieszeniami i agresywnym flow, a jego teksty są naprawdę pokręcone i pełne przeróżnych gier słów, metafor. Niektórzy mogą nazwać to grafomanią ('The Full Retard' wywoła waszą palpitację serca, hehe), ja zawsze zbywam to śmiechem. Polecam sprawdzić również album w kolaboracji z Killer Mike’m, który jest stawiany na bardzo wysokich pozycjach, a ja się nie mogę zajarać. Najlepiej wyprodukowany album tego roku stawiam na miejscu czwartym.

MIEJSCE 3



Macklemore & Ryan Lewis – The Heist

Podobnie jak w przypadku MGK’a, do płyty Macklemore’a podchodziłem bez większej spuchy, choć znałem wcześniejsze jego dokonania, zarówno solo, jak i w duecie z Ryanem. 'Wing$', do którego powstał genialny klip, pozytywnie nastawiło mnie do tej płyty. Mogę wam powiedzieć tylko, że nikt nie ma lepszych hooków w rapie, niż te, które są na "The Heist”. Zaproszenie wokalistów i wokalistek było strzałem w dziesiątkę. Wszyscy znają styl Macklemore’a, toteż nie ma co go opisywać (deklamacje, przyśpieszenia – wszystko jest, tak jak powinno być); raper z Seattle pięknie i umiejętnie żongluje klimatem i tematyką utworów. Porusza również kontrowersyjne i niechętnie podejmowane w rapie tematy, jak sprawa homoseksualizmu w 'Same Love' ('If I was gay; I think hip-hop hates me' – jeden z mocniejszych wersów w tym roku), czy kontrast między religijnością, a alkoholizmem w 'Neon Cathedral'. Tę płytę możecie śmiało polecić znajomym, którzy nie słuchają rapu, a gwarantuję wam, że pokochają Macklemore’a od pierwszego wejrzenia.

MIEJSCE 2



Ab-Soul – Control System

Gdyby nie Kendrick Lamar, to właśnie Ab dzierżyłby palmę pierwszeństwa w tym roku. Tak na dobrą sprawę, to właśnie od tego wydawnictwa począłem słuchać na bieżąco rapu zza granicy i od tego wydawnictwa stałem się psychofanem Black Hippy. Jednym słowem, którym można opisać „Control System” jest mistycyzm. Naprawdę, słuchając tego (najlepiej nocą) w waszym pokoju zapanuje przenikliwa atmosfera i tajemniczość. Osobiście, Ab-Soul jest dla mnie jednym z lepszych obecnie tekściarzy, iż potrafi połączyć bezkompromisowość z totalnie odjechanymi rozkminami (polecam sprawdzenie kawałka 'Nibiru' wyprodukowanego przez JMSN’a). Tematyka albumu obraca się wokół osobistych przeżyć rapera (m.in. choroba, czy samobójcza śmierć dziewczyny), nie zabrakło jednak kawałków o polityce, miłości, czy ezoteryce. Wszystko jest tak umiejętnie zarapowane (a nawet zaśpiewane), że nie ma mowy o nudzie i wtórności. To tutaj znajduje się najlepszy tegoroczny singiel, czyli 'Terrorist Threats' z wariatem z Detroit – Dannym Brownem i wokalistką R&B – Jhene Aiko na featuringu. Od razu uprzedzam, że nie jest to łatwa płyta – jeśli oczekujecie bangerów i rymowania dla rymowania, to odradzam zabieranie się za to. Jednak każdy szanujący się słuchacz rapu powinien znać tę pozycję. A teraz czas na danie główne.

MIEJSCE 1



Kendrick Lamar – good kid, m.A.A.d city

Chyba nikt nie oczekiwał, że Rozi postawi na pierwszym miejscu jakąś inną płytę. Pięknie zrealizowany koncept, o którym rozpisywałem się miesiąc temu ( więcej tutaj http://rozilsky.blogspot.com/2012/11/good-kid-maad-city.html). Nic w tym roku nie mogło stanąć w szranki z dziełem K Dota, który dosłownie zmiótł konkurencję i zostawił wszystkich w tyle. Każdy aspekt na najwyższym poziomie, przeróżne smaczki i nawiązania – w mojej opinii płyta idealna. Jeśli słuchasz rapu i jesteś ogarnięty, a nie słyszałeś "good kid, m.A.A.d city", to nie jesteś ogarnięty, King Kendrick Lamar.

To moje prywatne TOP 5 tego roku. Płyty, które zaskarbiły sobie moje uszy i które zbierają mnóstwo odtworzeń na moim Laście, hehe. Jak już wspominałem na początku, zrobiłbym większe zestawienie, ale trudno mi jest uporządkować je we właściwej kolejności. OK, więc wymienię resztę albumów, które naprawdę warto przesłuchać:

- Schoolboy Q – “Habits & Contradictions”
- The Game – “Jesus Piece”
- Nas – “Life Is Good”
- JJ Doom – “Key To The Kuffs”
- Ghostface Killah & Sheek Louch – “Wu-Block”
- Krizz Kaliko – “Kickin’ & Screamin’”
- RZA – “The Man With The Iron Fists OST”
- G.O.O.D. Music – “Cruel Summer”

Chciałbym dodać, że nie planuję opisywać najgorszych płyt roku, bo po pierwsze trzymam się od takich z daleka, a po drugie nie ma sensu ich polecać. Dla mnie rok 2012 był bardzo dobry. Był rokiem, gdzie mogliśmy usłyszeć płytę dekady, wracali weterani, powstawały nowe trendy, dużo nowicjuszy pokazało pazur. Nie będę się uważał za jakiegoś guru, bo przesłuchałem pewnie zaledwie 60% tego co wyszło w tym roku, ale większość tego była naprawdę dobra. Zaległości staram się nadrabiać na bieżąco, żeby być przygotowanym na rap w 2013.
A co 2013 nam przyniesie? W mojej opinii będzie równie dobry, a może nawet i lepszy niż poprzedni. Liczę bardzo na Black Hippy, które po zdominowaniu 2012 jest na dobrej drodze do dominacji i w tym roku (Ab-Soul x JMSN – Unit 6 chociażby, czy Kendrick z J. Cole’m), "Old” Danny’ego Brown’a, "Wolf” Tyler’a, the Creatora, "Indicud” Kid’a Cudi’ego, to chyba obecnie najbardziej oczekiwane przeze mnie płyty, choć pewnie coś pominąłem. Liczę również na Drake’a, Kanye West’a, Jay’a, Method Man’a i Tonedeff’a (płyta widmo ;( ), którzy mają w planach wypuszczenie czegoś i mam nadzieję, że nie zawiodą.

Uff, jeśli dotrwałeś do tej wiadomości, to znaczy, że przeczytałeś te wypociny, które są mało profesjonalne, wiem (nie lubię opisywać muzyki, jej trzeba po prostu słuchać), ale miałem potrzebę napisania tego i pokazania moich ulubionych albumów. A może czegoś nie znaliście? Teraz czas na nasze polskie podwórko i BYĆ MOŻE r&b, oraz muzykę elektroniczną. Ale to w niedalekiej przyszłości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz